22 V 2017 "Mogę prosić o autograf?" wywiad z B. Świder
  Dział Zbiorów Audiowizualnych Biblioteki zaprasza do odwiedzenia wystawy autografów Barbary Świder, kolekcjonerki autografów i wieloletniego pracownika naszej instytucji, emerytowanej kierowniczki Filii Nr 4, na ul. Brzeźnickiej.

- (…) jest różnica, gdy się autora pozna osobiście – mówi Barbara Świder w rozmowie z Beatą Truś-Gierczyk o swojej pasji kolekcjonowania autografów znanych ludzi. – (…) Przestaje być jedynie imieniem i nazwiskiem na okładce.

- Proszę powiedzieć, czy Pani przeliczyła kiedyś swoje zbiory? Ile jest tych autografów?
Barbara Świder: Tak, mam około 700 podpisów.
- 700 podpisów… Bardzo dużo… Jak długo je Pani zbierała?
B. Ś.: Zaczęłam zbierać w 2003 roku. Z małymi przerwami, bo czasem nie miałam możliwości pojechać na Targi Książki do Krakowa, a to główne źródło spotkań z autorami.
- A skąd się wziął pomysł, aby kolekcjonować podpisy pisarzy?
B.Ś.: Pojechałam pierwszy raz na targi i zobaczyłam tych wszystkich autorów, celebrytów, pomyślałam: „A dlaczego by nie poprosić paru tych osobistości o autograf?... Podejść do nich i porozmawiać…” Kupiłam tam na miejscu specjalny kajecik i zaczęłam kompletować podpisy tych znanych pisarzy. Przyznasz, że jest różnica, gdy się autora pozna osobiście i zamieni z nim kilka słów. Przestaje być jedynie imieniem i nazwiskiem na okładce. Dla mnie rozmowa z tymi ludźmi to ogromne przeżycie.
- Tak, gdy się zobaczy danego twórcę, gdy się z nim porozmawia chwilę, odbiór jego książek się zmienia.
B.Ś.: Czasem myślimy sobie, że taki poeta czy pisarz to jakiś nadczłowiek, a tymczasem to normalna osoba, z którą można usiąść, napić się herbaty i pogadać o różnych sprawach.
- Jak reagują, gdy Pani do nich podchodzi? Zawsze są sympatyczni? Chętnie się podpisują w Pani kajecikach?
B.Ś.: Zawsze są bardzo uprzejmi. Nigdy nie zdarzyło mi się, żeby ktoś odmówił, żeby potraktował mnie z góry. Przecież oni zdają sobie sprawę, że czytelnik jest najważniejszy, ponieważ to on jest odbiorcą ich twórczości, on kupuje ich książki – jakkolwiek prozaicznie to brzmi. O czytelników trzeba dbać. Trzeba być dla czytelników. Dlatego gdy już dochodzi do spotkania, zapraszają do stolika, poświęcają dłuższą chwilę, często żartują, sami zadają pytania. Niekiedy tych fanów stojących w kolejce do nich jest naprawdę dużo, ale starają się być do dyspozycji tak długo, jak to jest konieczne. Czasem się złapie kogoś w biegu, gdzieś kogoś się zauważy przypadkowo i poprosi o chwilę uwagi. Bywa, że się ktoś podpisze ‘na kolanie’ jak Szczygieł albo wykorzystując plecy kolegi jak Marek Krajewski. O Oldze Tokarczuk krążą pogłoski, że nie z każdym chce rozmawiać, że preferuje osoby o oryginalnym wyglądzie – niebanalnie uczesane bądź ubrane – z nimi wdaje się w dyskusje, a resztę traktuje oficjalnie i nie poświęca im większej uwagi.
- Zlekceważyła Panią?
B.Ś.: Nie, mnie nie, ale ‘znajomi targowi’ różne rzeczy opowiadają…
- ‘Znajomi targowi’?
B.Ś.: Podczas targów nawiązuje się znajomości. Zdarza się, że kilkoro znakomitych pisarzy
czy celebrytów podpisuje swoje książki o tej samej porze na różnych stoiskach. Wtedy fani pomagają sobie wzajemnie. Ustawiają się w różnych kolejkach i zajmują miejsca dla innych łowców autografów, którzy stoją gdzie indziej. Można poznać w ten sposób innych pasjonatów literatury i wymienić się uwagami na temat tych już poznanych pisarzy. Różnych rzeczy się człowiek wtedy dowiaduje. Przez jedną z takich kolejek nie udało mi się zdobyć autografu Stanisława Lema, czego bardzo żałuję. Czekałam wtedy na kogoś innego, już nawet nie pamiętam, kto to był, i do Lema nie zdążyłam,
a następnego roku nie przyjechał i w ogóle przestał bywać w Krakowie na Targach Książki, i nie miałam już okazji poprosić go, żeby się wpisał do mojego zeszytu. I tak to wygląda – to moje zbieranie podpisów. Póki mogę, będę to robiła. Cieszę się tymi spotkaniami. Porozmawiałam sobie z Suworowem, z Mastertonem…
- To nie byle jakie nazwiska.
B.Ś.: Wspaniali pisarze i rozmówcy.
- Kogo Pani jeszcze tak szczególnie wspomina?
B.Ś.: Wojciech  Cejrowski to wyluzowany, otwarty człowiek.
- A który autograf najbardziej Panią cieszy? Z którego jest Pani najbardziej dumna?
B.Ś.: Wiele jest takich. To autografy wszystkich tych osób, których książki czytałam i ceniłam.
Np. Jonathana Carrolla, Grahama Mastertona, Sławomira Mrożka. Lubię autograf Edwarda Lutczyna. Lutczyn do góry nogami mi się wpisał. Specjalnie, na przekór.
- Tak, wisi u nas w Dziale. W Dziale Zbiorów Audiowizualnych. Narysował Pani psa.
B.Ś.: Niektórzy bardzo ładnie rysują.
- Moim ulubionym autografem jest ten z wiedźminem. Autograf twórców komiksu o Geralcie z Rivii.
B.Ś.: Ilustratorzy często pytają, czy mogą mi coś narysować poza podpisem. Ja się oczywiście zgadzam, a oni rysują na poczekaniu. Gdy jest na to czas.
- Kogo jeszcze brakuje w Pani zbiorach? Na kogo jeszcze Pani czeka?
B.Ś.: Nie mam Lewandowskiego, Nergala, Maryli Rodowicz… Do Rodowicz stałam w kolejce, ale ona dość późno przyjechała na targi - pół godziny przed zamknięciem – i po prostu nie zdążyła poświęcić chwili wszystkim chętnym. Może kiedy indziej nadarzy się okazja.
- Na pewno. Jeszcze wiele targów i innych literackich imprez przed Panią. A w najbliższym czasie wybiera się Pani do Warszawy, prawda? Po raz pierwszy na warszawskie Targi Książki.
B.Ś.: Od trzech lat się wybieram - jak sójka za morze. Tym razem już się chyba uda. One się odbędą
w dniach 18-21 maja. Już sobie wypisałam nazwiska tych osób, których nie mam i stoiska, przy których będzie można je „złapać” – mówiąc kolokwialnie. Wszystko sobie sprawdziłam i jestem przygotowana. Mam nadzieję, że zdobędę większość tych autografów, które sobie zaplanowałam. W Warszawie zresztą jest to trochę inaczej zorganizowane niż w Krakowie. Autorzy nie pojawiają się tylko jednego określonego dnia i to wyłącznie na jednym wybranym stanowisku. Można ich spotkać praktycznie codziennie, od czwartku do niedzieli, o różnych porach dnia i przy różnych stoiskach. To daje większą szansę czytelnikom na spotkania z ulubionymi pisarzami czy poetami. Wygodniej je sobie zaplanować. W Warszawie będzie wielu niemieckich autorów, bo Niemcy są Gościem Honorowym tegorocznych targów. Muszę zdobyć autograf Charlotte Link. Będzie przez trzy dni, więc liczę, że na nią trafię.
- A Pani mówi po niemiecku?
B. Ś.: Trochę tak. Szkolnym niemieckim. Zagranicznym autorom jednak zawsze towarzyszą tłumacze, więc nie ma obawy, że się nie porozumiemy. Cieszyłam się bardzo podczas rozmowy z Suworowem, ponieważ tłumacza nie potrzebowałam. On się też ucieszył, że może wreszcie swobodnie podyskutować. Podobnie było z Akuninem. A człowiek pamięta język rosyjski ze szkoły, posługuje się nim dość biegle.
- Pani Basiu, pozostaje mi życzyć jak najlepszych spotkań w Warszawie i zdobycia tych wszystkich autografów, o których Pani marzy. Bardzo dziękuję za rozmowę.
B.Ś.: Ja również dziękuję. I o wrażeniach warszawskich opowiem po powrocie. Do zobaczenia.

Z Barbarą Świder rozmawiała Beata Truś-Gierczyk
 
Image
 
Image
 
Image
 
Image
 
Image
 
Image
 
© 2006-2024 Powiatowa i Miejska Biblioteka Publiczna w Bochni Poczta  |  Redakcja  |  Twórcy  |